poniedziałek, 7 lipca 2014

Przeziębienie w taki gorąc? Sprawdź, czy to nie udar cieplny!

Kolejna doba, a ja lepię się do tej duchoty i gorąca. W zasadzie- ostatnio co jak co, ale na pogodę to można ponarzekać. Po prostu w kość daje niemożebnie.. Nie można się zaadaptować w żaden sposób. Jedyne stworzenia, które w zasadzie są szczęśliwe to roje muszek, komarów i innego ustrojstwa, które rozprzestrzeniają się i namnażają w zastraszającym tempie.
Tymczasem coraz częściej słyszę, że ktoś ze znajomych przy takiej pogodzie jak obecnie rozchorowany zwala się do łóżka. Warto by dodać- sorry, taki klimat mamy... Jednak, czy na pewno bóle głowy i mięśni, osłabienie, gorączka-  to klasyczne przeziębienie..?



Problem polega na tym, iż tak na prawdę zarówno choroba infekcyjna, jak i udar cieplny mają bardzo podobne objawy. Problem w tym, iż to drugie jest znacznie groźniejsze, zwłaszcza dla dzieci i osób starszych. Dlaczego należą oni do grup ryzyka? W skrócie i uproszczeniu - ich mechanizmy termoregulacji nie są do końca sprawne.
Co powinno zwrócić naszą uwagę?
Jeśli do klasycznego wyczerpania, skołatania i dezorientacji, nudności lub wymiotów, gorączki i dreszczy dojdą poniższe objawy, lepiej dmuchać na zimne. O ile w takiej temperaturze można o czymś takim mówić.

Po pierwsze zaczerwienienie i zaognienie skóry. Druga rzecz- przyspieszenie tętna (najłatwiej stprawdzić na tętnicy szyjnej) i wzrost ciśnienia krwi. I trzecia rzecz- mimo gorąca - przestajemy się pocić  (nie zawsze występuje- często skóra jest chłodna, blada i spocona) 

U niemowląt i małych dzieci sprawa jest nie tak łatwa do uchwycenia.. Dziecko najczęściej zaczyna po prostu płakać (pojawia się silny ból głowy), a potem robi się apatyczne, często zasypia lub -( tu UWAGA) traci po prostu przytomność!

Jak działamy? Po pierwsze zabieramy ze słońca, z gorącego dusznego pomieszczenia, ściągamy to co się da, chłodzimy czym się da (ale bez przesady- by szoku termicznego nie dostał- lepiej darować sobie kąpiel w lodzie). Dobrym sposobem są okłady ze zmoczonych chłodną wodą ręczników. Na wszystko co się da- barki, kolana, pachwiny, szyję, czoło, klatkę piersiową.
Podajemy niegazowane płyny (u dorosłych- kawa i piwko najlepsze mimo wszystko nie są), najlepiej wodę mineralną.

źródło: http://dzieciakiratuja.blogspot.com/2014/06/udar-cieplny-czym-to-grozi.html

Trzeba pamiętać, iż tak naprawdę niemal w 100% udaru cieplnego można uniknąć.
Tu apel kieruję do tych mam, które same rozebrane do rosołu trzymają dziecko w rajtuzkach, kaftanikach, czepeczce i pod kocykiem. Generalnie dzieci znacznie gorzej znoszą takie temperatury od nas.. Główną zasadą jest po prostu używanie zdrowego rozsądku.

To tyle - więcej się nie mądrzę :)

Chłodnego wieczoru mimo wszystko Wam życzę :)






niedziela, 6 lipca 2014

Trudna sztuka postawienia babki...

Lato, słońce, więc ostatnio na liście naszych ulubionych miejsc odwiedzanych z Małą Myszą króluje zacieniona piaskownica. Pełna piachu, łopatek, foremek i tym podobnych cudowieństw.
Obserwując dzieciaki oklepujące z każdej strony foremkę z piachem i recytujące z namaszczeniem powszechny wierszyk o babce, co to ma się udać, bo jak nie, to się ją zje, przypomniało mi się dzieciństwo :)
Natchniona więc wspomnieniami sama zaczęłam ładować piach do miseczek. Cóż z tego, kiedy generalnie żadna nie chciała wyjść odpowiednio fajnie.. Albo się rozsypywały, albo nie wychodziło wszystko.. Piach był najzwyczajniej w świecie albo zbyt suchy, albo za mokry...
Cóż.. kolejna rzecz, która dzieciom wychodzi lepiej.. Jakoś my dorośli tracimy ten naturalny dar do wyczucia. Nawet w kwestiach piasku.

żródło: dzidziusiowo.pl

niedziela, 29 czerwca 2014

Plusy i minusy własnego e-sklepu.

Zobowiązałam się kiedyś, że opiszę o swojej przygodzie z e-sklepem.
W zasadzie miał on być tylko dodatkiem do mojej działalności fizjoterapeutycznej. Ot- wymyśliłam sobie sprzedaż kompletnych wyprawek dla Mamy i Maleństwa do porodu. 
Generalnie, w co chodzi, możecie zobaczyć tutaj. 




W zasadzie, wyszłam na przeciw potrzebie zamówienia wszystkich najpotrzebniejszych rzeczy do szpitala w jednym miejscu bez potrzeby przeszukiwania setek stron internetowych, zamawiania na tysiącu aukcji, czy prozaicznego przeszukiwania aptek sposobem chodzonym. 

Na początku ułożyłam zestaw dla Mam, potem dodałam jeszcze zestaw dla Noworodka. 


Fakt faktem, że sklep trochę później się rozrósł. A to pokazały się w nim otulacze WOOMBIE, specjalistyczne kosmetyki dla mam i dzieci, a to pozycje książkowe dla rodziców itp, itd. 

Wszystko powinno więc w zasadzie być w porządku. Jest sklep, z dość fajnym pomysłem na siebie, nawet się udało go trochę popromować i na hasło "wyprawki do porodu" wyskakiwał w pierwszej piątce. 

Dlaczego więc postanowiłam go zamknąć?

Postaram się to troszkę wyjaśnić. 
Pierwsza rzecz:
- własny e-sklep jest świetną alternatywną dla portali, zwłaszcza jednego, takiego na "A", który ma koszmarne, moim zdaniem, prowizje. Jeśli ktoś jest przedsiębiorcą i jako przedsiębiorca się rejestruje- opłaty pojawiają się przy każdorazowym wystawieniu produktu, przy sprzedaży znów prowizja... Generalnie im droższy przedmiot tym większą  prowizję oddaje się portalowi. Trzeba więc uwzględnić tą rzecz przy wycenie produktu, by nie okazało się przypadkiem, że dokładacie na końcu miesiąca do interesu.
Poza tym- funkcjonuje na nim zasada- przeważnie wygrywa ta opcja, która jest najtańsza. Sama czasem się zastanawiam, jakim cudem niektórym osobom opłaca się sprzedawać na granicy zwrotu... Nie ogaarnęłam tego do tej pory.
- założenie i prowadzenie w pierwszym roku e-sklepu jest stosunkowo tanią sprawą. Ja korzystałam z oferty home.pl. ClickShop jest intuicyjny w obsłudze, trzeba tylko odbębnić swoje przy "wrzucaniu" produktów- opisy, zdjęcia, ceny itp... Za to, kiedy już wszystko ruszy i zacznie się sprzedaż- sklep poprowadzi przez całość sprzedaży, aż do wysyłki towaru, uwzględni opłaty, zbierze statystyki- słowem- wszystko. I nawet taki laik internetowy jak ja jest to w stanie ogarnąć. Schody zaczynają się po pierwszym roku, okazać się może bowiem, że cena za korzystanie przez następny rok ze sklepu wzrasta 2-3 krotnie. I taki koszt może zaboleć.

Druga rzecz: prowadzenie
Nie myślcie sobie, drogie Mamy, że otworzycie sklep, rzucicie linkiem w znajomych i zaraz posypią się zamówienia. Mało tego- nie myślcie, że to już koniec kosztów jakie poniesiecie. Nie ma tak kolorowo... Ja, na pierwsze zamówienie wyprawki, czekałam ponad miesiąc. A wydawało się mi, że na rodzenie dzieci nie ma aż takiej sezonowości..
Okazało się, że nie o sezonowość tu chodzi, ale o to, że by nasz sklep był widoczny zaraz po otwarciu, a przynajmniej w pierwszych tygodniach, trzeba go trochę popromować. Wiedza z pozycjonowania stron- na wagę złota.
Jest kilka sposobów reklamy. Można sobie ją wykupić w kilku popytnych miejscach. Najprostszą sprawą jest na pierwszy rzut oka- reklama Google. Często gęsto okazuje się, że mamy jakiś kuponik na pierwsze kilka tygodni reklamy.  Płaci się za każde kliknięcie przez osobę w reklamę. Nie bawicie się więc włażeniem i nabijaniem sobie wejść takim sposobem :) Niestety- kliknięcie w reklamę nie oznacza też od razu, iż ktoś coś u nas zakupi. Takie proste to nie jest. Mi generalnie taka forma nie sprawdziła się wcale.
Można spróbować też popozycjonować stronę płatnie u jakiejś profesjonalnej firmy. Niestety wiąże się to z kosztami- płaci się za każdą pojedynczą frazę. Można szczęścia spróbować i na fb.. Możliwości jest wiele.. Warto jednak popróbować każdej nim  ustali się swoją ścieżke.

Kolejna sprawa- towar. Każda osoba kupująca u nas oczekuje, iż zamawiając przez internet będzie na tyle tanio, że nawet z kosztami przesyłki i tak wyjedzie mniej niż w sklepie stacjonarnym. Przed otworzeniem sklepu koniecznie więc zaopatrzyć się trzeba po pierwsze w sprawdzonych dostawców i w odpowiednią ilość towaru, by móc zrealizować przesyłkę w zadeklarowanym terminie. Większość kupujących oczekuje, iż będzie to w dniu wpłaty. Jeśli, z jakichś powodów jest inaczej- koniecznie musicie to uwzględnić w regulaminie sklepu.
Aaaaa....właśnie.. Regulamin sklepu. Większość sklepów, które można kupić ot tak do samodzielnego ogarnięcia ma już wzór takiego regulaminu. Przeczytajcie go koniecznie, dopiszcie, co trzeba (nr konta, adres, terminy wysyłki, itp ) i zastanówcie się trzy razy, czy na pewno nie strzelacie sobie w kolano takim a nie innym zapisem. Można się przejechać nie dopisując np. że zamówienia są realizowane kolejnego dnia , i to dnia roboczego. W święta też trwa sprzedaż, a poczta i kurierzy- raczej nie pracują :)
I tu jest kolejny mój powód rezygnacji ze sklepu.
Tworząc wyprawkę w regulaminie oraz pod pozycją w sklepie zapisałam, iż na skompletowanie wyprawki i wysyłkę potrzebuję ok 3 dni. Po pierwsze- wielu ludzi nie czyta.. Nie czyta i nie berze pod uwagę iż czekacie na wytyczne. I tak na przykład niemal zawsze wysyłkę opóźniał mi fakt, że nie podano mi rozmiarów koszuli, szlafroka, koloru becika, zapachu pomadki itp. Z czasem- wolałam zadzwonić, niż kolejnego dnia odebrać maila z pretensjami odnośnie braku potwierdzenia nadania..
Warto też skomponować sobie takiego sztandarowego maila z potwierdzeniem- i zakupu, i otrzymania wpłaty, i skompletowania zamówienia i wysyłki. Ułatwia to fajnie komunikację i sprawia, że jesteście bardziej wiarygodne.

Musicie też mieć miejsce na magazyn. Wierzcie mi- trochę tego miejsca trzeba wydzierżawić. Kolejna rzecz- zamawiając w hurtowni- większość zastrzega sobie, by na zamówieniu widniała minimalna kwota, za którą opłaca się przyjmować zamówienie. Różnie to wygląda... Czasem wystarczy 500zł, czasem jest to 1000zł. Musicie o tym pamiętać i być pewni, że macie odpowiednią ilość produktów, by nie popłynąć w zamówieniach.

Pamiętajcie też- najtańsza forma wysyłki wcale nie jest najlepsza. List ekonomiczny dobrym pomysłem nie jest. Przesyłki nie ewidencjonowane naprawdę lubią ginąć. A dopłata 2 zł do tego, by mieć pewność dostarczenia przesyłki w dobrym stanie to nie duża cena. Warto też podpisać umowę z firma kurierską. Jest wtedy o ok 20% taniej za wysyłkę, niż korzystając z kuriera w sposób standardowy. Poza tym dostaniecie przeważnie wtedy za darmo koperty do pakowania, nalepki, znaczki itp.

Co do płatności- koniecznie zastanówcie się, czy na pewno potrzebujecie usługi w stylu pay-you. Jest ona bowiem płatna, a im mniej jest zamówień, tym mniej ona się opłaca.
Czwarta rzecz.. Czas
Na prowadzenie sklepu internetowego na prawdę trzeba mieć czas.. Synchronizacja zamówień i dostaw, zapakowanie tego, dopilnowanie, czy wszystko... Czy z dobrą promocją, czy jest rachunek... Zajmuje to czas, angażuje niesamowicie..

Piąta rzecz, i chyba ostatnia.. Jeśli nie lubisz użerać się z ludźmi- nie zakładać e-sklepu. Internet pełen jest dziwnych osobników, którzy pretensje mają o wszystko.

A ja do ludzi, którzy irytować się lubią, nie należę. Nie jestem sprzedawcą, nie lubię zamartwiać się, czy wszystko jest jak należy, nie lubię zastanawiac się, czy mam dobrej wielkości pudełko, czy taśma wszystko trzyma itd.

Do tego-  koniecznie do każdego zamówienia należy załączyć dowód wpłaty. Wpisywać kopie do księgi przychodów i rozchodów, a z końcem roku zrobić ewidencję towaru wraz z oszacowaniem cen na podstawie dowodu zakupu.

Jeśli więc nie macie mocnego pomysłu, pieniążków na przynajmniej pół roku nie zarabiania (jeśli się nie przydadzą- należy się tylko cieszyć :), kasy na zakup towaru, i pomysłu na reklamę- zastanówcie się dwa razy. Sparzyć zawsze się można... Tylko po co?

sobota, 28 czerwca 2014

Koniec sezonu :(

Ano koniec..
Dziś Pan na bazarku obwieścił, że od poniedziałku truskawek już nie uświadczymy...
Czekać trzeba następny rok. Smuci mnie to bardzo, bo truskawki mogłabym wciągać kilogramami i wszystkim, czy tylko mam.
Generalnie Mała chyba odziedzicza po mnie tą zdolność (pod warunkiem co prawda, że trafi na słodki egzemplarz) :)
W zasadzie mamy jeszcze pół zamrażarki i kilka słoiczków dżemu, więc źle nie jest. Jakoś damy sobie radę :)

( zdjęcie: http://www.zeberka.pl/art/truskawki-w-sam-raz-dla-kobiet-4551)

wtorek, 24 czerwca 2014

Pochwała niekonsekwencji

Zaglądam tu tak straszszszliwie nieregularnie, że aż mi wstyd...
Wierzcie mi, mam marzenie bycia ogarniętą, sumienną i w miarę słowną, ale mi to nie wychodzi..
Nie z pracą po 10 godzin dziennie, zajętymi weekendami, Małą Myszą, mieszkaniem i tym wszystkim na raz.
A jeśli do tego ma dość frustracja na samą siebie za niesłowność, to już w ogóle..
Wystarczy, że mam tendencję by się spóźniać zawsze i wszędzie.

Dzisiejszy post też miał być napisany pół dnia temu (niestety- praca).
Grunt jednak że się pojawił.
A pojawił się z tej okazji, iż w końcu miałam dziś godzinkę czasu, by posiedzieć z Małą w kuchni.
Poza zupą pomidorową (nic nie da się szybciej ugotować mając wczorajszy bulion warzywny) udało mi się dobrać do piekarnika :)
Odgrzebałam bowiem zdziwiona w zamrażarce ciasto francuskie surowe. Jeszcze bardziej zdziwione były znalezione chwilę później parówki w lodówce :p A że miałam jeszcze pół wygryzionego przez Małą jabłka, dwa plasterki sera, jajko, cynamon i zioła prowansalskie- postanowiłyśmy poczarować :)
Wyszło- szybko i pysznie. I oto sprzedam Wam dziś przepis na super mega szybkie przekąski (słodkie i słone).

Wspólną podstawą jest ciasto francuskie, które rozmrażacie i płaty kroicie na kwadraciki, mniej więcej 3cm x 3 cm tak by można było wrzucić do dzioba na raz.

W słodkiej wersji roztrzepujecie jajko i smarujecie każdy kawałek, na to kładziecie kawałek jabłka, brzoskwini, truskawki, ananasa czy czego tam chcecie i posypujecie, albo i nie cukrem trzcinowym, cynamonem lub niczym.

W wersji na słono- też smarujecie kwadraciki roztrzepanym jajkiem, ale wcześniej mieszacie je z ziołami prowansalskimi. Kroicie parówkę na plasterki (0,5cm grubości) i układacie je na każdym kwadraciku. Możecie też położyć sam ser, jakiś suszony pomidorek, po pół oliwki, łososia, czy co tam chcecie.

Przekładacie na blachę (koniecznie papier do pieczenia pod spód) i pieczecie 5-7 min w 200st. C. Koniecznie przekąski muszą wystygnąć i odpocząć, inaczej rozsypią Wam się w łapkach..

To na dziś tyle- lece spać ^^

poniedziałek, 19 maja 2014

W przededniu Dnia Matki



Ciekawe, że na początku oglądania filmu nie wpadłam na to, o kogo może chodzić...
A przecież jestem od niemal 1,5 roku mamą.

Rzeczywiście jest tak katastrofalnie z tą naszą dyspozycyjnością?

Niech pomyślę..
Odkąd stałam się mamą rozwinęłam firmę, zdałam prawo jazdy, przeszłam kilka ciekawych szkoleń, poznałam furę fajnych ludzi na networkingach, może faktycznie mniej podróżowałam, ale to dlatego, że moja praca, czyli notabene Ty, potencjalna moja klientko, uwiązałaś mnie w Warszawie :)
Przez pierwsze pół roku nawet przesypiałam noce, potem i obecnie jest już trochę gorzej, natomiast chyba jest bez tragedii.
Mam też sto nowych pomysłów na siebie i na rzeczywistość i wiem jedno - bez tej Małej Kruszonki w życiu bym na coś takiego nie wpadła :)

wtorek, 13 maja 2014

Na fali stoicyzmu...



Czytam i trawię właśnie pewien tekst na parentingowym blogu dotyczący wykorzystania metod głoszonych przez stoików w rodzicielstwie. Ciekawostką we mnie jest fakt, iż osoba, która stworzyła książkę dzieci takowych nie posiada, przez to rozmowa jest naprawdę ciekawa. Autor się broni, blogerka nie daje za wygraną..
W każdym razie - polecam do poczytania : Stoicy- rodzicom

20140509-192942.jpg
http://boskamatka.wordpress.com/2014/05/09/stoicy-%E2%80%92-rodzicom/

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

O wymianie ubranek słów kilka...

Dziś inspiracja rodem z szafy...
Stojąc przed trudnym wyborem zapewnienia mojej pierworodnej odpowiedniego przyodziewku na ślub siostry mojej rodzonej, cały czas miałam w głowie dwie rzeczy.. Po pierwsze- rzeczy na Anuli są czyste mniej więcej przez około godzinę, gdyż wykazuje ona nieprzeciętny więc dar do upaprania sie w czymkolwiek (to akurat ma po mamusi). Po drugie- ceny ładnych, eleganckich sukienek wyjściowych w sklepach z ubrankami dziecięcymi porażają. Złapałam się już dużo wcześniej na tym, iż kupuję coś drogiego, bo niby fajnego dla dziecka, po czym nie sprawdza się to całkowicie. Taki przykład mam z pieluchami wielorazowymi... Fajnie, że są eko, fajnie, że środowiska nie truję. Co z tego jednak, że Mała po godzinie użytkowania zasikuje pieluszkę tak parszywie, że zostaje mokra plama na łóżku. Dosłownie. Potem pranie tego- ręcznie generalnie (nie daj Boże, by było tam coś więcej... zgroza), bo pieluszek ma 6 sztuk i skrajnie głupie byłoby nastawianie pralki. Wody do ręcznego prania leje się całkiem sporo, do tego detergent... Nie wiem ile z ekologią ma to wspólnego- rachunek w każdym razie za wodę wyszedł sporawy.
Ale... wracając.
Postanowiłam w każdym razie skorzystać z oferowanych na sporej ilości portali przypadków wymiany, odkupienia, bądź po prostu otrzymania takowej sukienki.
Nie wierzyłam.... ale udało się :)
Stałam się za równowartość 15zł posiadaczką nie dość, że ślicznych sukienek w liczbie cztery, to dodatkowo dostałam furę ubranek letnich, co akurat bardzo mi życie ułatwi.
Ja akurat skorzystałam z ofert na fb i otx.pl (dawna tablica.pl).
Na otx.pl czy choćby allegro- minus jest taki, że przeważnie trzeba przekopać sporo stron, nim cokolwiek wpadnie w oko. Druga rzecz, przeważnie wycena takich ubranek jest lekko moim zdaniem zawyżona. Coś, co powinno oddawać się za darmo ze względu na stan, kosztuje po kilkanaście złotych. A za taką cenę w promocji i w smyku można dostać ubranka.


Ciekawe są w tym temacie grupy na fb. Rzuca się tematem- skąd jestem, co potrzebuje, w jakim rozmiarze. Doprecyzować można kolor, fason.. wszystko :)
Tu kilka przykładów:
grupa - sprzedam, oddam, wymienię
grupa- oddam za darmo
Druga opcja jest szczególnie fajna, jeśli jest się w ciężkiej sytuacji, lub odwrotnie- ma się na zbyciu sporo rzeczy zawalających  szafiszcza.

Ostatnio trafiłam też na kilka portali dedykowanych ubrankom dziecięco- maminowym.
Z szafy do szafy
Kiciuszek portal do wymiany ubranek.
Giełda Mamy tu minus jest taki, że by cokolwiek przygarnąć, trzeba najpierw oddać kilka rzeczy. Jeśli nikt się nie znajdzie chętny.. możemy tylko popatrzeć.

Jeszcze fajną w moim mniemaniu rzeczą są giełdy, szafingi i inne akcje w realu.
Byłam na kilku, z różnymi skutkami. Minus taki, że przeważnie jeśli chodzi o sprzedaż, to ceny są dużo wyższe niż w internecie. Druga rzecz- zdarzają się od czasu do czasu, przeważnie w dużych społecznościach. Plus- wszystkiego można dotknąć, przymierzyć, ocenić, czy warte swej ceny.
Dla mnie rewelacyjną akcją jest BabySwapMnie. Dziewczyny z Warszawy zrobiły duży projekt polegajacy na wymianie ubranek bez żadnych ograniczeń w zasadzie. Za opłatą rejestracyjną w wysokości 10zł przynosisz swoje ubranka, bierzesz te, które wpadną Ci w oko i wychodzisz. Wszystko elegancko, super i fajnie.

Podsumowując- wymiana ubranek między mamami jest super rzeczą. Można pozbyć się zalegających ciuszków, z których dziecko już dawno wyrosło i zaopatrzyć się w te, które aktualnie są na tapecie. Nic, tylko polecam :)

sobota, 26 kwietnia 2014

Idzie nowe! :)

Witajcie po półrocznej niemal przerwie!
Tyle się w tym czasie wydarzyło, że aż nie śmiem tego teraz skracać i opisywać. Zaszło jednak kilka zmian, o których napisać muszę, bo ma to bardzo mocny wpływ na obecny stan rzeczy.

Po pierwsze: zlikwidowałam swój sklep internetowy: doporodu.eu
Dlaczego? Przecież się zwrócił, zarobił na siebie, coraz więcej miał wejść.
Tu muszę dodać, że prowadzenie sklepu internetowego nie kończy się na tym, że się go stawia, podłącza i udostępnia, a sklep żyje własnym życiem. O moich doświadczeniach pewnie kiedyś opowiem :)
Wracając do wątku- doszła do mnie dzięki mojej ulubionej Pani Coach (tu serdeczne pozdrowienia dla Magdy M. :) ), że ja nie jestem sprzedawcą. Nie jestem, nie byłam i nie będę. A nieustanne dbanie o to, by był towar, użeranie się z niecierpliwymi klientami i klientkami, nieuzasadnione zwroty itp tylko odwracały moją uwagę od spraw istotnych. Jestem rehabilitantką i mamą, a nie sklepikarką. Koniec z rozpraszaniem się. Ot i cała historia.

Druga rzecz, o której muszę Wam powiedzieć, a którą opiszę w najbliższym terminie to projekt "Aktywna Mama w III Sektorze". Otóż moi mili - po 10 latach rozbijania się po różnego rodzaju fundacjach (od wymian młodzieży, przez animację kultury, aż po onkologię) podjęłam decyzję, że w zasadzie- dlaczego ja nie mogłabym założyć czegoś własnego? Doświadczenie jest, zapał i pomysł jest, kobietki, z którymi taka współpraca byłaby samą przyjemnością też są- więc teraz tylko należy zabrać się do pracy, popowtarzać to, czego nauczyłam się na kursie (a sporo tego było) i do dzieła! :) O tym też będzie osobny wpis!


Trzecia rzecz- rozpoczęłam przygodę z dość ciekawym miejscem dla kobiet :) Rozpoczynam od maja współpracę z nowym miejscem, z którym wiążę dużo nadziei :)

Czwarta to taka, że moja 14miesięczna Perełka ma już całe 13 zębów, biega, krzyczy, każdemu pokazuje gdzie ma oczy i jest prawdziwym żywiołem, którego ogarnąć nie potrafię :)

Tym bardziej-  trzymajcie za mnie kciuki w najbliższym czasie! Oto bowiem chciałabym trochę (a raczej całkiem) zmienić podejście do mojego bloga. Nie będzie tylko zapchajdziurą w tym co robię. Chciałabym się dzielić z Wami moimi doświadczeniami, mówić o tym, co się nie udało i trochę uporządkować sobie w głowie ten chaos myśli.

Czy traktuję się jako blogerkę?
Chyba jeszcze nie bardzo. Raczej jako mamę nadpobudliwą, która ma sporo do opowiedzenia samej sobie :)